środa, 2 lipca 2014

Początek lipca i to właśnie teraz wakacje zaczęły się na dobre. Jestem już po zakończeniu roku. Poszłam grzecznie, zaniosłam kwiatki, odebrałam nagrody i świadectwo. Co do ocen końcowych i wyników egzaminów to jestem zadowolona. Oczywiście według rodziców mogłoby być znacznie lepiej. Ale może uda mi się ich zadowolić w nowej szkole. Szkoda było żegnać się z niektórymi osobami. Fakt moja klasa nie byłą do końca zgrana, ale zawsze było się z czego pośmiać. Będę tęsknić za tymi osobami, z którymi się przyjaźniłam, chcemy utrzymywać kontakt, ale nie wiadomo jak to się wszystko potoczy. Na razie z niecierpliwością oczekujemy na listy kandydatów przyjętych do poszczególnych szkół. W planach także jest spotkanie starej paczki przyjaciół. Miło wspominać będę także nauczycieli, którzy przez te trzy lata pokazali ludzką twarz. Biologia i kółko biologiczne z wicedyrektorem, zawsze było wesoło. Dużo się od niego nauczyłam, zawsze starał się odpowiadać dość wyczerpująco na każde nasze pytanie i jak to mawiał 'dzwonek jest dla nauczyciela'. Język polski z panią Elżbietą cóż tu mówić... Wymagająca, ale za to my, jej uczniowie, napisaliśmy najlepiej ze wszystkich klas egzamin z języka polskiego. Pani była zszokowana. Jej jedyną wadą były i są nerwy. Szybko się denerwowała, miała donośny głos i gdy na nas krzyczała to słychać ją było w całej szkole. Matematyka z panem Romanem, mistrz sucharów. Zawsze opanowany, choć potrafił być sarkastyczny. Fizyka, ehh ... Podczas całego gimnazjum miałam trzy nauczycielki. Na samym początku pani Blanka, miała ona wadę wymowy. Na sprawdzianach siadała na końcu klasy, bo myślała, że uczniowie z ostatnich ławek ściągają, a tym czasem cała klasa korzystała z pomocy naukowych. Drugim belfrem była nasza wychowawczyni, pani Mariola. Miła blondynka, która podawała nam zadania ze sprawdzianów, które potem przeprowadzała. Na samym końcu pani Monika, wymagająca, pedantyczna ... Ale to dzięki niej zrozumiałam fizykę, która jak dotąd wydawała mi się czarną magią. Historia i WOS to była porażka, pan Paweł. Przez okres trzech lat nie wiem nic z historii, no może poza kilkoma datami i to wszystko. A prowadzony przez niego WOS dla mnie to było tylko dodatkowe 45 minut na czytanie książek. Język rosyjski, tutaj także przewinęło się trzech nauczycieli, a raczej nauczycielek. Pani Iwona krzykliwa, ale dobrze uczyła, to dzięki niej pokochałam rosyjski. Następnie pani Sylwia, oziębła, mrukliwa i tajemnicza osoba. Oraz pani Agnieszka, którą będę bardzo miło wspominać. Wesoła, pogodna chciała, aby każdy miał pozytywne oceny, starała się bardziej niż uczniowie. Innych nauczycieli też będę miło wspominać, ale nie chce się zbytnio rozpisywać.
Człowiek dość szybko przywiązuje się do ludzi, miejsc rzeczy. Najgorsze są rozstania, ale czasem po prostu trzeba powiedzieć koniec. Jak szybko się zaczęło tak szybko się skończyło. Gaśnie pozostawiając po sobie niezliczony ból i przerażający smutek. Tak to jest niestety, że najpierw ktoś jest, a potem z czasem sie od siebie oddalacie. Na samym końcu zostaniecie nieznajomymi, którzy się nienawidzą. I po co to wszystko? ;(

poniedziałek, 16 czerwca 2014

...

Może to pogoda tak na mnie wpływa, a może inne czynniki. To właśnie w taki dzień jak ten, gdy od rana mam dobry humor, śmieje się i mam na wszystko wyjechane dopada mnie straszliwy smutek. Wracam do domu po mile spędzonym dniu w szkole, przechodzę przez próg, jem obiad w samotność... Merdam sztućcami w talerzu i myślę, myślę nad tym wszystkim. Nad całym moim popieprzonym życiem. Tak to taka swoista filozofia przy posiłku. Śmieszne? Być może, ale takie rozmyślanie pomaga, ale nie przy tak podłym humorze. Wtedy w człowieku odzywa się ta ponura strona jego duszy, ta zła i smutna, która znęca się nad naszą psychiką. Mózg mimo szczerych chęci przegrywa walkę i pozwala, by wmówiono człowiekowi, że jest najgorszy, że nie zasługuje na ani jedną sekundę życia, a o szczęściu to może zapomnieć. Są takie chwile, gdy ani muzyka, ani czekolada, ani nawet dobra książka nie są w stanie pomóc. Jest tylko głucha cisza, która aż pulsuje w uszach. Łzy chcą się wydostać, ale coś nie pozwala. Siedze sama w pokoju, w pustym domu rodzice są zajęci swoimi obowiązkami. Ale to nie tak, że mnie nie kochają, bo chyba kochają, chodź tego nie mówią. Martwią się o mnie i mimo to, że krzyczą to wiem, że chcą dla mnie jak najlepiej. Może i jestem głupia, dziwna i nie doceniam tego co mam, ale w niektórych momentach wolałabym być w domu dziecka. Uzasadniam to tym, że nienawidzę jak mnie wyzywają, wolałabym wiedzieć, że nikt mnie nie kocha niż się łudzić. Ale mam jeszcze Przemka, dzięki któremu tak na prawdę jeszcze żyję i to piszę. Za pomocą tych wpisów uspokajam się i trochę poprawiam sobie humor. Ile można siedzieć tłumić w sobie krzyk i płacz? Ile można gryźć ręce i przytulać sie mocno do poduszki, by nikt nie usłyszał i nie zobaczył, że coś jest źle. Po co się tłumaczyć jak i tak powiedzą, że te problemy to przy ich kłopotach to nic. Lepiej przyczepić sobie do twarz sztuczny uśmiech i udawać, że nic się nie dzieje.

czwartek, 12 czerwca 2014

[*] [*] [*]

Cześć. Przepraszam za długą nieobecność. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że miałam egzaminy w szkole (wyniki 18.06, czyli już niedługo, boje się), później poprawiałam oceny, zajęłam się nowym blogiem i takie tam inne rzeczy sie zadziały. Podczas mojej nie obecność kilka osób zmartwiło się i napisało do mnie, ale nie martwcie sie powoli wracam. Tego bloga chce kontynuować, ale nie ukrywam, że będę pojawiała się tu rzadziej. Mam nowe pomysły, o wszystkim dowiecie sie jak już będzie więcej gotowe. Mam nadzieje, że co niektórym się spodoba. :)
A więc tak, może ktoś z was orientuje się, że zmarła nasza koleżanka blogerka. [*] :( Miałam okazje ją poznać, miała problemy w domu i z osobami ze szkoły, nie wytrzymała, a przyjaciele jej nie upilnowali i niestety ... Była bardzo miłą i cichą osobą. Brakuje mi jej, chociaż znałyśmy się krótko rozumiałyśmy się bardzo dobrze. Tęsknie za rozmowami z nią, szczególne dobrze konwersowało nam się o śmierci i o książkach. Jej blog został usunięty, może i dobrze, nie wiem. Czasami przychodzę ze szkoły i mam taką nieodpartą potrzebę, by z nią porozmawiać, poradzić sie... Gdy nie wytrzymuje to mówie sama do siebie, ale wiem, że ona to słyszy i pomaga mi jak tylko może. Mówiła, że trafi do piekła, ale aniołki trafiają do nieba, więc mam nadzieje, że czeka tam na mnie. Chcę wierzyć, że jest tam szczęśliwa w końcu zrealizowała to o czym tak marzyła. Wielu stwierdzi, że jestem głupia, a ona była chora psychicznie, może i będziecie mieli racje, ale mnie to nie obchodzi, a o zmarłych należy mówić dobrze, albo wcale.

Chce podziękować wszystkim tym którzy ze mną są wspierają, pomagają i motywują. Dziękuje, że znajdujecie dla mnie czas i słuchacie nawet wtedy, gdy gadam głupoty. Dla Was może to nic takiego, ale mimo to dziękuję. ;)
~*~ Powoli odzyskuję wiarę w ludzi i zaczynam zauważać zalety tego, że żyję.

piątek, 18 kwietnia 2014

:)

A więc tak ... Kilka dni przed sylwestrem rozmyślałam nad postanowieniami noworocznymi. Wiedziałam jedno, że chce zmienić wszystko o 180 stopni. Pewne redukcje poczyniłam już we wrześniu , ale w raz z końcem 2013-ego roku chciałam zamknąć pewien rozdział swojego życia. Zerwałam kontakty z nie odpowiednimi ludźmi i zajęłam się książkami oraz innymi rzeczami. Przerwę bożonarodzeniową spędziłam na lekturze ''Hobbita'', swoją drogą ciekawa książka, ale nie o tym. Myślałam dużo nad tym co się zdarzyło i jak chce, żeby wyglądało moje życie. Miałam tak zagospodarować swój czas, abym mogła uczyć się do zbliżających się wielkimi krokami egzaminów. Powiedźmy, że po części się z tego wywiązałam. ;) Chciałam mieć dużo czasu dla przyjaciół, w sumie to się nie spełniło, ale to temat na oddzielną notkę. Nie miałam ochoty z nikim gadać, a tym bardziej kogokolwiek poznawać. Ale stało się inaczej. Zaczęło się od zwykłych życzeń noworocznych. Zaczynamy jako nie znajomi i tak samo kończymy, ale w tej szczególniej sytuacji było inaczej. Na początku tylko pojedyńcze rozmowy tak naprawdę o niczym, chodź z czasem wszystko nabrało kolorów. Konwersacje odbywały się już bardziej regularnie i zmieniły swój charakter. Nie trudno było się domyśleć do czego to wszystko zmierza, ale nie można było dać po sobie tego poznać. :) I tak od słowa do słowa ... Powiedziałam tak. :)  Jest jak jest, są chwile gorsze i lepsze, ale mimo wszystko wciąż razem. Mam nadzieję, że tak już pozostanie. (Fakt czasami doprowadzasz mnie do szału, ale nie zamieniłabym Cię na nikogo innego.) Kiedy się pojawiłeś dużo się pozmieniało, bo przedtem nie było za ciekawie, było cholernie paskudnie, a nie było z kim o tym pogadać. Nie jest i nie będzie tak jak było w grudniu i jeszcze wcześniej. W życiu nic nie dzieje się przypadkowo, Bóg doskonale wie co robi. Także na zakończenie chciałabym Ci za wszystko podziękować i przeprosić za siebie i swoje zachowanie. Więc dziękuje i przepraszam. :)

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Zegar wybił północ, a ja dalej siedzę oparta o ścianę i myślę. Rozmyślam nad różnymi sprawami. Nad tym co było, nad tym co jest teraz i nad tym co będzie. Wiem jedno musi być dobrze, bo ja będę szczęśliwa nawet, gdybym miała to szczęście sobie narysować lub wyczarować. Chciałabym zniknąć na parę dni, odpocząć od tego wszystkiego, ale wiem, że nie mogę. Nie można chować głowy w piasek trzeba stawić czoła problemom. Na wyciągnięcie mojej ręki znajduje się szafka. Sięgam do jednej z szuflad i wyciągam śliczny scyzoryk, który dostałam na urodziny od taty. Jednym ruchem dłoni otwieram nóż, dość ostry. W sumie to nie wiem po co, bo to i tak nic nie pomoże. Pozostanie tylko paskudna rana, a potem blizna, która będzie w przyszłości przypominać o tych gorszych chwilach, chwilach słabości. Spoglądam na tapetę mojego telefonu i łzy same jakoś napływają do oczu. Wiem obiecałam Ci, że już nigdy więcej. Chce dotrzymać obietnicy chodź łatwo nie jest, ale mimo to podołam.

sobota, 12 kwietnia 2014

#@

To boli. Każdego dnia coraz bardziej. Myśl, że osoba, na której ci tak bardzo zależy olewa cię. To strasznie smutne. Nikt nie wie jak to jest, kiedy nie ma się żadnego, nawet najmniejszego powodu, by rano wstać i funkcjonować przez jakieś następne dwanaście godzin. Nie wiecie jak to jest wymuszać uśmiech, by nie było zbędnych pytań. Nie zdajesz sobie sprawy jak to jest brać oddech z bólem serca, które o wszystkim przypomina. Ciągle czekam. Wstaję rano i czekam. Jem śniadanie i czekam. Idę do szkoły i czekam. Na przerwach śmieję się, ale czekam. Wracam i czekam. Jem obiad i czekam. Odrabiam lekcje i czekam. Kładę się spać i czekam. Śpię i czekam. Cały czas czekam, to przestało być śmieszne. Już nie pamiętam jak to jest płakać ze szczęścia. Bliższy jest mi płacz z bezsilności. Ktoś kiedyś powiedział: ''Nikt nie potrafi śmiać się za każdym razem z tego samego. Dlaczego więc wciąż płaczecie z tych samych powodów?'' Dobre pytanie. Staram się. Ale wieczory i noce, które po nich następują są najgorsze. Wtedy nie mam już siły, by się uśmiechać i udawać, że jest dobrze, bo nie jest i nic nie zapowiada tego, że się polepszy. A najgorsze? Najgorsze jest widzieć jak z dnia na dzień coraz bardziej się od siebie oddalamy i ta kompletna bezsilność, by cokolwiek naprawić. Czego się boję? Boję się stracić ludzi, których kocham. Boję się, że kolejny raz mi się to przydarzy. Boję się samotności. Boję się kiedyś obudzić i zdać sobie sprawę z tego, że nikogo przy mnie nie ma.